Droga do szczęścia
- Magda Majewska
- 25 lut 2023
- 5 minut(y) czytania
"Nie ma drogi do szczęścia, szczęście jest drogą." Drogą, którą wybieramy - jako tą, którą chcemy podążać.
Rzeczywistość jest przez nas kreowana, możemy ją zmieniać. Ale tylko w pewnym stopniu...Tymczasem najbardziej bolesne są konfrontacje z nią, kiedy okazuje się, że nie jest taka, jak byśmy chcieli. I że akurat tego „na czym bardzo nam zależy/ co nas bardzo boli” nie da się zmienić.
Kiedy konfrontujemy się z tym, co bolesne i trudne do przyjęcia możemy reagować złością i żalem, możemy próbować temu zaprzeczać, odrzucać to i buntować się. Pytanie, czy gdy minie pierwszy szok chcemy nadal w tym trwać? Czy chcemy spędzać życie, waląc pięściami w skałę? Powtarzać bitwy, których wygrać się nia da? Wielu tak woli... choć skała zawsze pozostaje zupełnie tym niewzruszona. A rany odnosi tylko ten, kto wali w nią pięściami.
Z drugiej strony często akceptacja sytuacji, którą odczuwamy w danym momencie jako sytuację dla nas "nie do przyjęcia" kojarzy nam się z rezygnacją. Z poddaniem się. Czasem z porzuceniem wiary w sens, pewne wartości, czy swoje marzenia. Akceptacja może oznaczać koniec. W pewnym sensie kojarzy się to ze śmiercią.
Stąd odrzucenie akceptacji jakiejś sytuacji może być sposobem na sztuczne podtrzymywanie tego, w co chcieliśmy wierzyć, jakiejś swojej iluzji - „przy życiu”. Często bywa to podtrzymywanie iluzji mocy, poczucia, że mamy na coś wpływ - podczas, gdy tak naprawdę jesteśmy bezsilni i nie możemy czegoś zmienić. Tak długo, jak odrzucamy koniec wydaje nam się, że on nie nastąpił... Pozwalamy czemuś nadal żyć - w nas. Podtrzymujemy jakiś obraz świata/ siebie, do którego jesteśmy z różnych powodów przywiązani - odrzucając rzeczywistość. Ale tym samym tworzymy jakąś rzeczywistość wirtualną wokół siebie... Fakt, może ona osłodzić nam chwile - ale jest sztuczna. I zazwyczaj życie w niej i tak prędzej, czy później się kończy. Bo to tylko bańka mydlana... Musi pęknąć. A gdy pęka, może pojawić się ból i szok. Tym większy im dłużej upieraliśmy się przy swoim "znieczuleniu". Możemy stanąć przed ogromnym wyzwaniem zmiany swojego życia, przed koniecznością podjęcia poważnych decyzji - w momencie, gdy nie czujemy się na to przygotowani. Czasem czeka nas niemiła konieczność skonfrontowania się z tym, że podczas gdy my żyliśmy w swojej bańce świat wokół szedł do przodu, bez nas. Więc znajdujemy się sami w obcym dla nas świecie. Cokolwiek by nas nie czekało, gdy prześni się nasz sen - widzimy wtedy ile energii inwestowaliśmy w podtrzymywanie jakiejś iluzji przy życiu. I pojawiają się pytania: Po co? Czy warto było? I co dalej?
Na marginesie: Warto mieć w pamięci, że kryzys, destrukcja jakiegoś istniejącego porządku, oprócz zagrożeń niesie też szanse (chiński znak oznaczający kryzys ma w sobie zarówno symbol zagrożenia, jak i szansy). Uwalniają ogrom energii, którą można wykorzystać do przeformułowania, do transformacji, do zmian i stworzenia nowego porządku. A gdy już mamy tą wiedzę i doświadczenie z czasem możemy nauczyć się przechodzić przez kryzysy w sposób kontrolowany - ograniczając potencjał czystej destrukcji i pomnażając twórczą moc, która w tkwi w destabilizacji.
Akceptacja jest rezygnacją. I jest końcem. Ale tylko pewnego etapu. Jak mówią buddyści „śmierć to początek czegoś nowego.” Paradoksalnie – właśnie wtedy, kiedy odpuszczamy, zyskujemy.
Bo być może na pewne rzeczy nie mamy wpływu, ale bardzo wiele możemy też zrobić. Tyle, że by rozpoznać swoje możliwości i moce, by dostrzec, gdzie sens jest działać i jak – trzeba najpierw zaakceptować to, co jest. Zaakceptować, jakieś „jest, jak jest/ nie da się/ nic z tego nie będzie/ nie ma nadziei”, z którym się skonfrontowaliśmy.
Idąc tą drogą dalej... odkrywamy, że wielu rzeczy nie możemy zmienić, ale zawsze możemy zmieniać siebie – zmieniać swoją postawę wobec tych rzeczy i świata. Zmieniać swój sposób podejścia do „niemożliwości”, z którymi się stykamy. Od nas zależy, jak będziemy patrzeć na to, co spotyka nas w życiu – niezależnie co by to nie było. Czy uznamy to za swoje „przekleństwo”, czy swoje „błogosławieństwo”. Czy znajdziemy nowe możliwości, potencjał "szukając wśród popiołów". Czy przewróciwszy się wstaniemy z pustymi rękoma, czy nie. Czy przekujemy jakąś swoją porażkę w sukces? Na przykład ucząc się na niej i rozwijając się. Możemy czerpać siłę ze swoich strat i upadków, ze złych rzeczy, które nas spotkały - i dzięki temu stawać się lepszą wersją siebie. Owszem – bywa to trudne. Czasem trzeba wiele czasu, by zaakceptować coś co nas spotkało, zaakceptować jakąś stratę (też swojej identyfikacji, pomysłu na życie etc), jakąś ścianę, do której doszliśmy. Może to wymagać świadomej pracy, przejścia przez pewien proces. Czasem bywa, że mimo akceptacji żal, czy wątpliwości nas „dopadną” w któryś kiepski dzień jeszcze długo potem. Trudno. Każda góra, którą przejdziemy na swoje drodze staje się górą, która zastaje za nami i jeśli nie cofniemy się z drogi nie będziemy musieli znów jej pokonywać, a jedynie zyskamy siłę dzięki przejściu jej. Praca, którą wykonamy nad sobą to praca, która daje trwałe rezultaty. A tego, czego się nauczymy nikt nam nie będzie mógł odebrać. Więc warto w to inwestować.
Buddyści mówią „Trudności są błogosławieństwem”– bo dzięki nim się rozwijamy, pokonujemy samych siebie i możemy wejść na kolejne poziomy istnienia. One kierują nas na właściwą drogę do szczęścia. Paradoksalnie bardzo często ci, którzy doświadczyli w życiu najgorszych rzeczy to ci, którzy potrafili odnaleźć wiarę i szczęście. I nauczyli się cieszyć każdym dniem.
Trudne doświadczenia, mocne konfrontacje uczą nas, że szczęście to nie to co mamy/posiadamy, nie to co nam się przytrafia, lub nie przytrafia - to nie ludzie, nie sytuacje, nie to, czego doświadczamy za sprawą świata, który nas otacza. Szczęście jest w nas. „Jest to wszechogarniające uczucie, które jednocześnie nie zaćmiewa naszej świadomości.” - jak gdzieś przeczytałam. To coś co czujemy, czego doświadczamy sami w sobie trochę bez związku z miejscem i chwilą, w której jesteśmy – niezależnie od okoliczności. Tzn. od ich tradycyjnego rozumienia. Bo przecież okoliczności to w 90% to, co my z nich zrobimy.
Szczęście jest naszą postawą wobec świata. Wobec tego co mamy, wobec tego, czego doświadczamy. To jest szczęście jak najbardziej prawdziwe i realne.
To coś co znajduje się za granicą akceptacji rzeczywistości taką, jaką ona jest.

foto - źródło: Internet
Nie ma drogi do szczęścia. Choć różne nasze zdobycze, czy osiągnięcia mogą dać nam na chwilę dobre samopoczucie. Ale to zawsze mija i pojawia się znów poczucie frustracji i tego, że „czegoś nam do szczęścia brakuje”.
Szczęście jest drogą. Jest sposobem podchodzenia do rzeczy, przeżywania świata - nie pojawia się z tego powodu, że coś się udało albo coś się zrobiło.
To poczucie wdzięczności za to co się ma, za dane możliwości, za to co nas spotkało – też za trudne doświadczenia. To poczucie jedności ze światem i głębokie zrozumienie tej jedności. To cieszenie się życiem bez oszukiwania się, że jest ono inne (lepsze) niż jest. To uczucie pełni – mimo różnych braków i niedoskonałości, które są w nas, czy wokół. Uczucie, które można zrozumieć tylko poprzez doświadczenie. Szczęście to coś, czego należy szukać w sobie - nie w świecie wokół nas i nie poprzez ten świat. Co zrobić, by być szczęśliwym/wą? Trzeba być. Trzeba sobie na to pozwolić. Trzeba przestać czekać na cuda, które mają nam szczęście przynieść. Zrozumieć i zaakceptować, że nie można się doczekać szczęścia. Bo ono już jest. Można po prostu je przyjąć, lub odrzucić.
Leibniz powiedział „Żyjemy w najlepszym z możliwych światów.” To prawda. Inny świat po prostu nie jest możliwy. Zaakceptuj to.
A potem możesz dążyć do tego, by stał się takim światem, jakim chciał(a)byś żeby był. Jeśli chcesz działać – zaakceptuj to jak jest i potem rozpoznaj, gdzie jest prawdziwy potencjał. Co możesz zrobić, jak to zrobić. Zrozum. I działaj.
Tyle, że już ze świadomością, że to naprawdę nie jest ci „potrzebne do szczęścia”. Bo nic ci nie jest do niego potrzebne :) Za granicą akceptacji rzeczywistości, tego co jest, jak jest - naprawdę możesz odkryć prawdziwą magię ukrytą w tym, co realne – pamiętaj o tym, gdy przychodzą najtrudniejsze momenty. To pomaga.
Tekst napisany w 2013 roku, był w sekcji "notatki" na Facebooku.
Dzielę się wpisami autorskimi - napisanymi przeze mnie. Jeśli chcesz coś ode mnie skopiować - fragment, czy cały wpis - uszanuj siebie, mnie i innych i podaj źródło.
ZEN ROOM
Magda Vesna Majewska
Comments